niedziela, 16 września 2012

Bruno Schulz - Kometa

Laboratorium ojca było proste: kilka kawałków drutu zwiniętego w cewki, parę słoi z kwasem, cynk, ołów i węgiel – oto był cały warsztat tego przedziwnego ezoteryka.  "Materja, – mówił spuszczając wstydliwe oczy nad swem stłumionem prychaniem – materja, moi panowie"... Nie domawiał zdania, pozwalał się domyślać, że był na tropie grubego kawału, że byliśmy wszyscy, jakeśmy tu siedzieli, gruntownie nabici w butelkę. Ze spuszczonemi oczami ojciec natrząsał się cicho z tego odwiecznego fetysza. "Panta rei" – wołał i zaznaczał ruchem rąk wieczne krążenie substancji. Oddawna pragnął zmobilizować krążące w niej utajone siły, upłynnić jej sztywność, torować jej drogi do wszechprzenikania, do transfuzji, do wszechcyrkulacji, właściwej jedynie naturze. "Principium individuationis furda" – mówił i wyrażał tem swą bezgraniczną pogardę dla tej naczelnej zasady ludzkiej.

Bruno Schulz, Kometa, "Wiadomości Literackie" 1938, nr 35 (774), s. 2.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz