wtorek, 30 kwietnia 2013

Stanisław Ignacy Witkiewicz - Pożegnanie jesieni

Wobec niespełnienia obietnic zawartych w przedmo­wie I-szej, to jest napisania tego, co nazywam „powieścią metafizyczną", piszę drugą — tylko parę słów.
  1) Z góry odpieram zarzut, że powieść ta jest porno­graficzna. Uważam, że opisanie pewnych rzeczy, o ile one dają pretekst do wypowiedzenia innych, istotniej­szych, musi być dozwolone. Stefan Żeromski umie­ścił odnośnik w Przedwiośniu, w którym pisze, że wstrzymuje się w danem miejscu od opisu pewnych scen, dlatego, że polska publiczność tego nie lubi. Nie uważam tego za słuszne. Wobec tego co piszą Francuzi (przychodzi mi na razie na myśl: Mirbeau, Paul Adam, Margeuritte), nie uważam, żeby rzeczy zawarte w tej książce były zbyt przepotwornione. Czasem lepsza jest kropka nad „i" i ogonek przy „ę", niż dyskretne kropecz­ki i myślniki. Od czasu jak Berent, wydrukował słowo „skurwysyn" (Ozimina), a Boy zdanie, w którem było wyrażenie: „rżną się jak dzikie osły" (Przedmowa do Panny de Maupin) uważam, że można się czasem nie krępować o ile to opłaca się w innym wymiarze. Oczy­wiście zawsze można powiedzieć: „co wolno księciu, nie wolno prosięciu", — trudno: trzeba zaryzykować.
  2) Również odpieram z góry możliwy zarzut niepo­ważnego stosunku do kwestji religijnych. Tyle jest u nas zakutych łbów, że i to jest możliwe. Stanowczo przeciw temu protestuję.
  3) Kwestje społeczne są traktowane naiwnie, bez fachowej znajomości, bo jej nie posiadam. Chodzi o tło. Nie robię też żadnych aluzji do rzeczy aktualnych: żad­nych wypadków majowych z r. 1926, czy marcowych z r. 1927. Mógłbym równie dobrze umieścić całą tę historję w Wenezueli, czy Paragwaju i zaopatrzyć „bohaterów" w hiszpańskie, czy portugalskie nawet nazwiska. Nic toby nie zmieniło istoty rzeczy.
  4) Ponieważ nie mam pojęcia o tem, co to jest życie zbytkowne, traktuję tę kwestję trochę humorystycznie i fantastycznie, à la Madzia Samozwaniec. Pomysł wpro­wadzania fantastycznych nazw dla nieistniejących n.p. potraw, wziąłem ze zniszczonej niestety w r. 1917 po­ wieści Leona Chwistka p. t . Kardynał Poniflet, pisa­nej w r. 1906-tym, w której „występowały" nieistnie­jące rośliny. Zamiast kopjować jakieś „menu" zjedzone w Hotel „Australia" w Sydney, czy też z uczty u majora miasta Bendigo koło Melbourne, albo po prostu od Ry­dza w Warszawie, wolałem podać nazwy potraw nieist­niejących. W ten sposób nawet dla klubu smakoszy w Paryżu mogłyby te potrawy posiadać pewien urok. To samo stosuje się do purpurowych koni, mebli, obra­zów itp.

Stanisław Ignacy Witkiewicz, Pożegnanie jesieni. Powieść, Warszawa 1927, s. 7-8.

piątek, 26 kwietnia 2013

Guillaume Apollinaire - Calligrammes. Poèmes de la paix et de la guerre (1913-1916)

W znacznej części tych utworów tekst legitymizuje się samoistną wartością literacką, spotęgowaną, ale bynajmniej nie ufundowaną na pomysłach graficznych.
(...)
Wartości poetyckie kaligramów są przy tym różnorodne: poetyka odległych skojarzeń (Wachlarz smaków) sąsiaduje tu z właściwą futurystycznym manifestom bezceremonialnością prozaicznego apelu do człowieka z tłumu (Krawat) i z nowym stylem retoryczno-elegijnym kombatanta wspominającego przyjaciół (Zasztyletowana gołębica i wodotrysk).
Z drugiej strony - kaligramy uderzają znacznym bogactwem i oryginalnością forma graficznych. Jeśli ich teksty współtworzą nową poezję, ich kształty współtworzą nową sztukę. Jakże daleko odbiegają pod tym względem od owych pracowicie wypełnianych linijkami pisma foremek, przeważających w tradycyjnym kaligramie. Ogromna różnorodność i pomysłowość charakteryzuje także każdorazową relację: tekst – kształt graficzny. Stworzenie typologii Apollinaire'owskiego kaligramu mogłoby być przedmiotem osobnego studium.
I wreszcie – powiedzieć trzeba, że jakkolwiek kaligramy jako osobny gatunek poetycki, czy poetycko-plastyczny nie odegrały tak wielkiej roli w tworzeniu się innej sztuki, jak inne nowatorstwa Apollinaire'a, to przecież – rola ich jest i pod tym względem niemała. Zrazu wprawdzie nawiązywano do nich rzadko (w Polsce czynił to Tytus Czyżewski), począwszy jednak od lat pięćdziesiątych Apollinaire stał się dzięki nim jeszcze jednym prekursorem – mianowicie poezji konkretnej. 
(...)
Sprawę tę można potraktować także i szerzej. Podobnie jak pewne eksperymenty futurystów, kaligramy przyczyniły się do zrewolucjonizowania i unowocześnienia estetyki druku, czasopisma, książki, plakatu, reklamy. Co ważniejsze jednak – stanowią jedną z zapowiedzi tego, co nazwać można rewolucją wizualną w kulturze XX wieku. Polega ona, jak wiadomo, na – niespodziewanym z dziewiętnastowiecznej perspektywy – odrodzeniu się roli obrazu jako środka informacji. Przede wszystkim: film, telewizja, ale także inne, najróżnorodniejsze formy, takie jak tabela, wykres, spotęgowana rola ilustracji – z jednej strony, komiks – ze strony drugiej, świadczą niezbicie o tej przemianie. Sygnalizowało ją – obustronne – przybliżenie się pisma i obrazu w nowatorskiej sztuce XX wieku.

Jerzy Kwiatkowski, Wstęp, [w:] Guillaume Apollinaire, Wybór poezji, oprac. Jerzy Kwiatkowski, Wrocław 1975, BN II 176, s. CXXXI-CXXXIII.  

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Bruno Jasieński - But w butonierce

But w butonierce wyszedł w 1921 r., zdaje się – w styczniu. W wierszach, które zawierał, dominowała tematyka kawiarniana, buduarowa, erotyczna. Powtarzał się motyw pięknej Pani – czasem panienki-ekstazerki, której śnią się bajki i miłosne przygody, czasem współczesnej kokoty, Lili, jaką "bierze się w pędzącym sleepingu na poduszkach pluszowych, rozebraną i mdłą" (Trupy z kawiorem). Powtarzał się też motyw nudy, leczonej alkoholem, narkotykiem, miłością. Czytelnik bez trudu odnajdywał w tym wszystkim wpływy rosyjskiego symbolisty Konstantego Balmonta, romansów Aleksandra Wertyńskiego, a nade wszystko "ego-futurysty" Igora Siewierianina. But w butonierce przynosił jednak wiersze jeszcze inne: wiersze, które opisywały współczesne miasto z perspektywy kroniki wypadków. Zapowiadały one następny tom Jasieńskiego.

Zbigniew Jarosiński, Wstęp, [w:] Antologia polskiego futuryzmu i Nowej Sztuki, wstęp i komentarz Zbigniew Jarosiński, wybór i przygotowanie tekstów Helena Zaworska, Kraków 1978, BN I 230, s. XXV. 

czwartek, 18 kwietnia 2013

Dźwigary. Miesięcznik poświęcony sprawie polskiej kultury proletariackiej

Miesięcznik nawiązywał do tradycji radykalnego miesięcznika "Barykady" z 1932 roku, z tym że obecnie cele pisma zostały wyraźniej sprecyzowane. Zapowiadano, że będzie ono poświęcone sprawie "polskiej kultury proletariackiej". (...) Dodajmy, że chodziło tu po prostu o równoczesną opozycję przeciw Skamandrowi i awangardzie krakowskiej. Taka była oficjalna linia pisma. Ta jego orientacja oraz opozycyjne nastawienie wobec nowatorów krakowskich nie zmieniały faktu, iż "Dźwigary" reprezentowały tendencje awangardowe. Wystarczy wymienić nazwiska poetów z pierwszego numeru: Zagórski, Piętak, Czechowicz, Miłosz, Łobodowski, Putrament. Było to więc pismo poetów lubelsko-wileńskich, a więc "drugiej awangardy", tym bardziej że i sam Łobodowski był wówczas do niej zaliczany. Znajdowały się zresztą wtedy w obiegu opinie, iż "Dźwigary" stanowią organ awangardy lubelskiej, niektórzy po prostu uważali je za pismo Czechowicza. Biblioteka poetycka "Dźwigarów" również publikowała książki tego kręgu, wydając zbiory Piętaka i Łobodowskiego. Numer drugi poszerzył krąg współpracowników o poetów łódzkich (ze względu na ich radykalne społecznie wiersze), natomiast trzeci miał przynieść teksty przedstawicieli awangardy krakowskiej – Mariana Czuchnowskiego i Juliana Przybosia. (...) Ten numer pisma nie doczekał się już druku, toteż związek Przybosia z lubelskim miesięcznikiem pozostał w ukryciu.

Tadeusz Kłak, Czasopisma awangardy. Część I, 1919–1934, Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk 1978,  s. 155–156.


wtorek, 9 kwietnia 2013

Jarosław Iwaszkiewicz - Zenobia Palmura

Swój debiut prozatorski na łamach "Skamandra" rozpoczął Iwaszkiewicz od druku opowiadania Zenobia Palmura, w pierwszym i drugim numerze pisma. (...) Publikacja Zenobii Palmury przysporzyła autorowi, jak sam wspomina, "dość dwuznacznej renomy", gdyż stała się powodem wszczętego wobec redaktora pisma procesu o obrazę moralności.
Temat opowiadania odsyła do typu literatury popularnej, dokładnie do romansu sensacyjnego. Historia miłości trzech mężczyzn do jednej kobiety zakończona zabójstwem to schemat wielu fabuł trywialnej literatury. Sam temat nie miał dla ówczesnego czytelnika i krytyka literatury posmaku skandalu, raczej forma przekazu mogła szokować; szczególnie zaś niemal "ekshibicjonistyczna" szczerość wyznań autora, który świadomie identyfikował się z jednym z bohaterów opowiadania – studentem Jarosławem. W ramach "poetyki skandalu" mieściło się również skonkretyzowanie miejsca czasu i akcji przedstawionych wydarzeń. Rzecz dzieje się w Kijowie, w jesieni 1912 roku. Ta informacja nie jest tylko spełnieniem postulatu realistycznej poetyki, już bowiem na tym wstępnym etapie tekstu prowadzi autor z czytelnikiem "grę" o własną biografii. 
(...)
Tak więc szokował nie temat (cielesność i seksualność), lecz forma przekazu, śmiałość narracji, jak również styl niedopowiedzeń czy wieloznaczności – głównie związków pomiędzy osobami zarysowanego w opowiadaniu erotycznego kwadratu, składającego się z trzech mężczyzn i jednej kobiety. Wszystko to daje się "odczytywać jako szyfry homoseksualności, która jako taka ani przez chwilę nie staje się bezpośrednim tematem opowiadania" reasumuje w swej książce German Ritz.

Zdzisława Mokranowska, Młodość i starość. Studia o twórczości Jarosława Iwaszkiewicza, Katowice 2009, s. 56-57.


środa, 3 kwietnia 2013

Wacław Berent - Próchno

Jako dzieło wielkiego talentu jest ono odosobnione we współczesnej literaturze. Dotyka zagadnień których u nas przed Berentem w tej formie nikt nie tknął się. Spoistości, jakiejś akcyi obmyślanej i przeprowadzonej powieść ta niema, są tam wspaniałe wizyonerskie obrazy, łańcuch przepysznych nastrojów rozrzuconych z hojnością książęcą. Znawstwo duszy współczesnej doprowadzone do mistrzostwa. Berent gra na strunach dusz ludzkich jak wirtuoz na posłusznym mu instrumencie. Jego psychologia tych mrocznych, komedyanckich dusz, jest dotarciem do najtajniejszych głębin, przeczuciem, jasnowidzeniem. Grozą przygniata niekiedy niesłychana prawda psychologiczna, trupieszejący świat odmalowany w silnych sugestywnych nastrojach, roztacza przed nami przepych bajkowy. Berent rzuca w ciemne krużganki dusz reflektory, w których świetle przerażającem staje naga dusza. Przy całej niezwykłości nastrojów i komplikacyach najsprzeczniejszych uczuć i wrażeń, zachowuje się złudzenie prawdy, podaje to w tak pociągającej formie, że lgnie się do tych kart, czuje się uczuciami, myśli myślami bohaterów. Jego słowo jest uroczyskiem. Styl zwięzły ma dziwną, ujarzmiającą moc. W prozie jest wklęta najpiękniejsza poezya. Berent sięgnął do skarbnicy języka i dobył z niej jędrność, kryształ. Jego język jest indywidualny, nie do zapomnienia, roztacza podziw.

Stanisław Maciszewski, "Próchno" Wacława Berenta. Powieść współczesna. Studyum popularne, Tarnopol-Warszawa 1908, s. 31-32.