W czerwcu 1923 roku, gdy wyszedł spod prasy drukarskiej pierwszy numer "Reflektora", Józef Czechowicz, miał zaledwie dwadzieścia lat, Konrad Bielski dwadzieścia jeden, a Wacław Gralewski dwadzieścia trzy. Do ich grona dołączyli jeszcze dwaj nieco starsi koledzy: Tadeusz Bocheński i Kazimierz Andrzej Jaworski.
Tych pięć nazwisk wypełnia pierwszy numer pisma. Poza Tadeuszem
Bocheńskim nikt spośród nich nie mógł się jeszcze poszczycić wydaniem
własnej książki. Mieli więc prawo w artykule wstępnym wołać:
"Zjawiamy się nagle, młodzi i inni niż Wy, wśród gwaru targowiska
kupców, faryzeuszy, straganiarzy — gromadka dzikich mustangów bez uzd i
wędzideł. Nie przynosimy Wam porywających ideałów (te dawno spoczęły w
lamusie przeszłości) ni wskazań Nadczłowieka. Słoneczni własnym słońcem,
kwieciści jeno swej duszy kwiatami, rzucamy ich pąki, bo rzucać musimy". W zakończeniu swojej deklaracji programowej buńczucznie ogłosili: "Archanielskie
dzwony grają nam na odmienną nutę niż starym poczciwym wieszczom.
Przekreślamy spuściznę duchową Słowackiego. Zjadaczy chleba bić w mordę,
jeśli ich w aniołów przerobić nie można! Z drogi, synowie Ziemi,
politycy, mężowie stanu, mędrkowie, znachorzy, znawcy sztuki,
filantropi! Cwałujmy, Bucefale przyszłości".
Słowa te bardzo przypominają manifesty wygłaszane nieco wcześniej przez
futurystów. Niewątpliwie pod ich wpływem pozostawała jeszcze wówczas
większość młodych literatów, którzy mieli ambicję stworzenia w Lublinie
żywszego ośrodka literackiego, programowo związanego z nową sztuką. Ich
rówieśnicy – Julian Przyboś, Tadeusz Peiper, Jan Brzękowski, Anatol
Stern, Bruno Jasieński i inni – walczyli o prawa poezji awangardowej w
Krakowie i Warszawie.
Józef Zięba, Reflektor, „Kalendarz Lubelski” 1973, s. 193–194.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz